Bajowa Reporterka o „Szelmostwach Lisa Witalisa”
Ola Wesołowska, jedna z Bajowych Reporterek, napisała recenzję naszej ostatniej premiery, tj. spektaklu Szelmostwa Lisa Witalisa w reżyserii Antoniny Brühl. Ola uczestniczyła w pokazie przedpremierowym, który odbył się 27 września.
Przy okazji warto wspomnień, że Spektakl bierze udział w X Konkursie na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej i Europejskiej „Klasyka Żywa”.
Ach, co to była za „przedpremiera”!!!
Cześć, to ja Ola – Wasza Bajowa Reporterka. Ostatnio widzieliśmy się w czerwcu, kiedy odkrywałam dla Was zakamarki przedstawienia Kopciuszek, a już mamy październik. Jak ten czas szybko leci!!!
Wiem, że już co niektórzy obawiali się, że utknęłam w garderobie z kostiumami czy też magazynie z lalkami i trzy miesiące zajęło mi znalezienie wyjścia – nic z tych rzeczy!!!! Niestety, póki co nie znalazłam również w Szafie wejścia do Narnii, ale obiecuję, że dalej będę szukać!!! Tak naprawdę to dopiero wróciłam z wyprawy z Wikingami z Północnej Ulicy – ale o tej przygodzie w następnej mojej relacji. Dziś opowiem Wam o czymś całkowicie dla mnie nowym, czyli o „przedpremierze” przedstawienia Szelmostwa Lisa Witalisa.
Wyobraźcie sobie, że właśnie schodzę na ląd z mojego drakkara, pożegnawszy wszystkie skandynawskie trolle, a tu wita mnie dzwonek telefonu. Bardzo miła pani informuje krótko i uprzejmie, że w piątek odbywa się próba generalna do przedstawienia o Lisie Witalisie z widzami. Mogę przyjść, więc idę! Póki co, nie byłam jeszcze na „przedpremierze”, więc byłam ciekawa, jak to jest.
Powiem Wam, że „przedpremiera” niewiele różni się od każdego innego przedstawienia, choć oczywiście są pewne różnice. Po pierwsze – każdy może siadać, gdzie chce, to znaczy tam, gdzie oczywiście jest wolne miejsce. Skoro tak, to moja siostra wybrała pierwszy rząd. Dziękuję jej za to bardzo, bo dzięki temu wszystko świetnie widziałyśmy.
Tak jak na innych przedstawieniach, tak i na tym były trzy dzwonki, które informowały o tym, że przedstawienie wkrótce się zacznie.
Wielką niespodzianką było to, że przed rozpoczęciem przedstawienia pokazał się Pan Dyrektor, który poinformował, iż przyjęło się, że na przedstawieniach przedpremierowych widzowie nie klaszczą. Możemy wydawać inne dźwięki, ale klaskanie nie wchodzi w grę. Wyobraźcie sobie, jakie wszyscy mieli miny!!! Zaczęła się wielka burza mózgów, co teraz należy zrobić. I kiedy aktorzy zaśpiewali pierwszą piosenkę, ręce aż świerzbiły, żeby klaskać, a tu nie wolno. Każdy się pilnował, żeby przez przypadek nie zaklaskać i nie sprowadzić tym samym nieszczęścia na przedstawienie albo i na cały teatr. I aż żal było aktorów, że się tak starają, pięknie grają, śpiewają, a widownia siedzi na swoich dłoniach i nie wie, co z nimi zrobić.
Obiecuję Wam, jak tylko będę przeprowadzała wywiad z jakimś aktorem czy aktorką, to na pewno ją czy jego o to zapytam. W końcu mamy XXI wiek, czy oni jeszcze wierzą w przesądy?
Aktorzy byli świetni. Pani Dominika Miękus –pamiętacie ją? Jedna z Bajowych Reporterek przeprowadziła z nią wywiad. Otóż, Pani Dominika była Gąską i to jaką Gąską!!! Miała przepiękny kostium, dużo czytała i naprawdę rozkosznie się poruszała.
Poza Panią Dominiką w przedstawieniu wzięła udział plejada Bajowych aktorów. Wiewiórkami były Pani Marta Parfieniuk-Białowiczi i Pani Iga Bancewicz, którą Bajowi widzowie mieli okazję zobaczyć już w Wikingach z Północnej Ulicy. Pan Andrzej Krokuz wcielił się w rolę Wilka, a Pan Jacek Pysiak w rolę Niedźwiedzia. Niedźwiedzicą była Pani Edyta Soboczyńska. Jak widzicie – śmietanka Bajowej sceny. A tytułową rolę Szelmy zagrał Pan Jakub Durniat. Podczas „przedpremiery” po raz pierwszy miałam okazję oglądać Pana Kubę w akcji i muszę powiedzieć, że spisał się na medal.
Na stronie Baja napisano o nim w roli Lisa: „piękny, sensacyjny, nowoczesny. Influencer, arogancki celebryta, który nieustannie chwali się w mediach społecznościowych swoimi niezbyt chlubnymi osiągnięciami”. I taki właśnie był Witalis. Kiedyś zapytam Pana Kubę, jak to jest grać taką gwiazdę i czy w życiu pozascenicznym też jest Szelmą.
Scenografia przedstawienia również była wyjątkowa. Po raz pierwszy na Bajowej scenie widziałam samochód. Tak, samochód!!! Wielkiego różowego żuka!
Nie wiadomo, kiedy przedstawienie dobiegło końca. Aktorzy pięknie się kłaniali i co tu robić, kiedy klaskać nie przystoi? Widownia wymyśliła, żeby za ten trud i pracę wynagrodzić aktorów indiańskim okrzykiem bojowym. No wiecie, takim uuuuuhu. Mam nadzieję, że odebrano to właściwie – jako wyraz uznania, a nie atak widowni.
Następnego dnia odbyła się premiera – taka z numerowanymi miejscami, klaskaniem, bisami i ukłonami. Niestety, na premierze mnie już nie było. Mam nadzieję jednak, że aktorzy otrzymali swoje zasłużone brawa i bukiety kwiatów, bo z pewnością im się należały.
Ola